hej!
Przedw szystkim strajk kolei w Atenach troszk popsul nam plany. Ruszylismy zatem autobusem do dziwnego miasta na Tch* obok Messini - antycznego miasta. Niestety bardzop podobna nazwe nosi wpsolczesne miasto oddalone od "naszego" o spora ilosc kilosow. I pierwszy stop sie nie powiodl i sie nie dogadalismy :/ Wyladowalismy pod miastem wspolczesnym w ciemna i glucha noc. Przespalismy sie w okolicznych krzakach pod namiotem i ruszylismy z samego rana stopem do ruin.
Dojechalismy na tyle pick upa. Sama wies u ktorej stop lezy zabytkowy kompleks byla mala i bardzo spokojna, otulona okolicznymi pasmami gor. Najpierw ruszylismy odwiedzic stary 400letni klasztor a potem obejrzec ruiny. Ja w miedzy czasie wszedlem na gore na ktorej byl jeszcze starszy :)
Mam malo czasu - moze uda sie zgrac pare zdjec - na razie koncze moj opis tego miejsca.
Potem droga do kolejnej przystani - czyli Kardamili. Znow stopem i to bardzo fartownym. Wyladowalismy przy drodze szybkiego ruchu prowadzacej do Kalamaty. Na szczescie zlapalismy mlodego Greka, ktory dowiozl nas do Kardamili mimo ze calkiem nie po drodze. Duzo zakretow, zle sie czulem a dziewczyny oczywiscie maja "lepsze zoladki". Dowiedzielismy sie tez ze "It's Greece, who cares!" co powoli staje sie tekstem wyjazdu :)
W strugach deszczu wysiedlismy w Kardamili i obiecalismy wykrzyczec imie naszego wybawcy na ktorejs z gor Tajgetu. Potem juz tylko Pani Ewa i tak utknelismy tu na 4 dni w przytulnym (choc chlodnym) pensjonaciku ... :)
3majcie sie,
Seba